Trener ŁKS-u: „Patrzymy przez pryzmat oczekiwań i to nas czasem gubi” [ROZMOWA LDZ24.com]

FK
FK

Szymon Grabowski, trener ŁKS-u w rozmowie z LDZ24.com o trudnym początku sezonu, porównaniach do Lechii Gdańsk i pracy nad poprawą gry drużyny.

LDZ24.com: Czy udało się panu wskazać najważniejsze problemy, z którymi zmaga się ŁKS?

Szymon Grabowski: Nie mogę wskazać jednego najważniejszego problemu. To są naczynia połączone i ludzie muszą sobie zdawać sprawę, że w momentach budowy, w momentach dużej reorganizacji – czy to w piłce, czy w innych dziedzinach – nie zawsze od początku do końca jest kolorowo. Najważniejsze jest racjonalne podejście do sytuacji i problemów. Nie można zamiatać ich pod dywan, tylko realnie zmierzyć się z sytuacją i wyciągać wnioski. To właśnie robimy, w porozumieniu z pionem sportowym każdego dnia pracujemy, żeby było lepiej.

LDZ24.com: W Lechii też pan słabo zaczął, a skończyło się awansem. Można znaleźć jakieś porównanie do tego, co dzieje się teraz w ŁKS-ie?

Szymon Grabowski: Na ostatniej konferencji powiedziałem, że nie chcę porównywać siebie do kogoś, tej drużyny do tamtej czy ŁKS do innego klubu, który prowadziłem. To są inne momenty, inne kluby, inni ludzie, inne sytuacje. Możemy szukać podobieństw – klub, który spadł z Ekstraklasy z hukiem i miał duże problemy.

Często patrzymy przez pryzmat oczekiwań, gdzie dany klub powinien być. To nas czasem gubi. W ŁKS może być właśnie ta sytuacja – chcielibyśmy być cały czas na szczycie i walczyć o czołowe lokaty już w Ekstraklasie. Życie pokazuje nam, że nie jest to wcale takie łatwe.

W Lechii w pewnym momencie podczas przerwy na reprezentację dołączył Tomas Bobcek, który znaczył później bardzo dużo dla klubu. Teraz wierzę, że rozeznanie problemów spowodowało przyjście Bastiena Tomy. Pokładamy duże nadzieje, że będzie elementem układanki, która będzie przypominać bardziej całość.

LDZ24.com: Czyli dziesiątki najbardziej brakowało?

Szymon Grabowski: Z perspektywy boiska brakowało tam człowieka. Nie musiał to być koniecznie zawodnik z zewnątrz. Mieliśmy Michała Mokrzyckiego, który niestety praktycznie w ogóle nie mógł grać. W pierwszym meczu ze Zniczem wykręcił liczby w naszych danych, do których inni zawodnicy się nie zbliżyli. To pokazuje jak znaczący jest to zawodnik.

Teraz Michał jest zdrowy. Jeśli uda się pchnąć rywalizację do przodu, to miejmy nadzieję bardzo pokaźnie wzmocni zespół. To jeden z tych zdiagnozowanych problemów i według mnie jesteśmy blisko rozwiązania tego problemu albo już go rozwiązaliśmy.

LDZ24.com: Czuje pan większą odpowiedzialność, bo jest pan trenerem, którego kibice bardzo chcieli? Nie ukrywa pan sympatii do klubu.

Szymon Grabowski: W tym kierunku nie idę, bo czy to ŁKS, Lechia czy Stomil – zawsze tak samo podchodzę do pracy. Nie traktuję siebie tylko jako pracownika klubu. Moje podejście jest takie, że albo oddasz się całym sobą projektowi – nie tylko jeśli chodzi o szatnię i piłkarzy, ale też to, co dzieje się dookoła – albo nic z tego nie będzie.

Sam narzucam sobie presję, pewnie ze szkodą dla psychiki w momentach, gdy wynik nie jest najlepszy. Ale to jest moja sprawa, nie chcę tego zmieniać, bo wiem, że finalnie wszystko się tak poukłada, że znowu to moje będzie na wierzchu.

LDZ24.com: Potrafi pan czasem po meczu powiedzieć ostro, że coś się panu nie podobało. Ma to na celu wkurzenie piłkarzy?

Szymon Grabowski: Nigdy nie jest moim zamiarem wkurzenie czy zdenerwowanie kogokolwiek. Zaraz po meczu to czasem pułapka dla trenera – w emocjach musi wyjść i odpowiadać na niewygodne pytania. Po ciężkim meczu, gdy jest się zdenerwowanym na siebie i zespół, może coś ulecieć.

Zawodnicy i tak swoje usłyszą, ale nie chciałbym przed kibicami i dziennikarzami zakłamywać rzeczywistości na konferencjach.

LDZ24.com: Jest pan zadowolony z transferów? Może przydałby się jeszcze prawy czy lewy obrońca?

Szymon Grabowski: Tak, jestem zadowolony ze wszystkich transferów. To pokazuje, jak dużo zmian musiało nastąpić w ŁKS. Sam pan mówi, że pewnie to nie jest jeszcze kadra, która odpowiadałaby kibicom – moja drużyna marzeń też może wyglądałaby inaczej. Ale zdaję sobie sprawę, że najłatwiej byłoby przyjść i powiedzieć: chcę 20 nowych zawodników. To nie mój sposób myślenia.

Jestem zadowolony z tego, co udało się zrobić. Co przyniesie najbliższa przyszłość – nie wiem. Moim zadaniem jest pracować jak najlepiej potrafię, żeby ewentualne wzmocnienia były znaczące i kontynuowały naszą drogę do bycia jak najwyżej.

LDZ24.com: Co dzieje się z Młynarczykiem?  Skąd  ten zjazd? Fizycznie też nie wygląda tak dobrze jak rok temu.

Szymon Grabowski: To pytanie, na które na tę chwilę w klubie nie umiemy odpowiedzieć. Dużo analizujemy, rozmawiamy z trenerami z ubiegłego sezonu. Po rozmowach z nim wiem, że jest młodym chłopakiem, który nakłada na siebie zbyt dużą presję. Oczekiwania wobec niego są inne niż wobec zawodnika typu Adrian Jurkiewicz, który dopiero wchodzi do drużyny.

Młynek ma swoją markę na poziomie seniorskim, ocierał się o kadry narodowe, były zapytania z klubów ekstraklasowych. Myślę, że wszystko za szybko się zaczęło dziać i w pewnym momencie może było tego za dużo. Jesteśmy z nim w stałym kontakcie, wczorajszy mecz rezerw daje nadzieję, że z dnia na dzień będzie wracał do formy.

LDZ24.com: Cieszy się pan, że Bobek został?

Szymon Grabowski: Jak najbardziej. To była rzecz, o której nie chciałem myśleć, bo nie miałem na to wpływu. Moje zdanie było takie, że chcę Bobka w bramce z wykrystalizowaną sytuacją przede wszystkim dla niego – nie było mu łatwo. Agent się odzywał, kluby pytały, nie wiadomo było, czy zostanie.

Cieszę się, że możemy pracować. Nawet po tych kilku kolejkach jego wartość wzrosła – ocena umiejętności i potencjału przez przyszłe kluby poszła do góry.

LDZ24.com: W niedzielę Wieczysta. Z takim rywalem to może być mecz przełomowy, żebyście zaczęli iść w górę?

Szymon Grabowski: Dla nas czy gramy z zespołem X czy Y – zupełnie nie ma znaczenia. Każde najbliższe zwycięstwo będzie ważne, a to, co stanie się po nim, będzie jeszcze ważniejsze.

Najważniejszy jest pierwszy mecz, bo chcemy odzyskać dobry bodziec, dobre informacje, dobre flow. Potem zastanowimy się, jak to podtrzymać. Na razie wykonajmy kolejny krok. Dobrze, że gramy u siebie. Cieszymy się, że zmierzymy się z bardzo dobrym rywalem – to zwycięstwo będzie może nawet cenniejsze niż te dotychczasowe.

LDZ24.com: Trenerzy często mówią, że po meczu wyciągną wnioski, ale pan chyba jako jeden z niewielu naprawdę je wyciągnął. Co działo się w tygodniu między Wisłą a Polonią? (ŁKS przegrał z Wisłą 0:5, a później wygrał z Polonią Bytom 5:0 przyp. red.)

Szymon Grabowski: Mógłbym powiedzieć, że zareagowałem fantastycznie, że jestem super trener. Nie – pracowaliśmy dokładnie tak samo jak wcześniej. Może początek był inny po porażce 5:0 – była wnikliwa analiza. Ale pracę nad zespołem, nad mikrocyklem zaczęliśmy już w szatni na Reymonta po ostatnim gwizdku.

Było konstruktywnie, pewne rzeczy przekazałem drużynie. Od pewnego momentu zacząłem wierzyć w systematyczną pracę, w to co robię. Wiem, że jest dobre to, co robią sztab, działacze, zawodnicy. Gdyby było inaczej, byłbym pierwszą osobą, która zareagowałaby i głośno powiedziała, że tak nie pojedziemy.

Tym bardziej bolą momenty, gdzie nie wszystko idzie harmonijnie. Ale gdy udaje się odwrócić kartę, to cieszy nawet nie podwójnie, a potrójnie. Cierpliwie, ale głodni sukcesu, pracujemy dalej.

Quick Link

Podaj dalej
Zostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *