Dziś mija dokładnie rok od śmierci Bogusława Kukucia – legendy łódzkiego dziennikarstwa sportowego i chyba najbardziej oddanego fana Widzewa. 26 września 2024 roku 78-letni dziennikarz zasłabł podczas konferencji prasowej na stadionie RTS-u i mimo szybkiej pomocy medycznej zmarł na zawał serca.
Odszedł na posterunku
Bogusław Kukuć do końca życia pozostał wierny swojej pasji. W czwartek, 26 września 2024 roku, jak co zwykle przyszedł na konferencję prasową przed meczem Widzewa z Lechią Gdańsk. W trakcie wypowiedzi trenera Daniela Myśliwca poczuł się źle i opuścił salę konferencyjną. Niestety, pomoc medyczna spóźniła się – wieloletni kronikarz łódzkiego sportu zmarł na zawał serca.
„Bogusław zmarł na posterunku, podczas konferencji prasowej ukochanego Widzewa” – pisał wtedy dziennikarz Paweł Strzelecki. To symboliczne, że człowiek, który przez niemal pół wieku relacjonował sukcesy i porażki czerwono-biało-czerwonych, odszedł właśnie w miejscu, które kochał najbardziej.
Nieodłączny element łódzkiego sportu
Bogusław Kukuć urodził się 16 lutego 1947 roku w Łowiczu, ale całe życie zawodowe związał z Łodzią. Ukończył wydział prawa na Uniwersytecie Łódzkim, jednak jego prawdziwą pasją było dziennikarstwo. Karierę rozpoczął w 1975 roku w „Głosie Robotniczym”, potem pracował w „Wiadomościach Dnia”, a od 2000 roku w „Dzienniku Łódzkim” jako kierownik działu sportowego.
Od połowy lat 70. pisał o meczach Widzewa Łódź, który stał się jego życiową miłością. Jak sam mówił: „Nie ma na świecie osoby, która widziałaby na żywo więcej meczów Widzewa ode mnie: w ekstraklasie, w pucharach, pierwszej i niższych ligach, w sparingach. Z 66 meczów pucharowych Widzewa widziałem na żywo 60”.
Kronikarz Wielkiego Widzewa
Bogusław Kukuć był świadkiem wszystkich najważniejszych momentów w historii Widzewa. Widział pierwsze mecze europejskich pucharów z Manchesterem City, relacjonował zdobywanie czterech tytułów mistrzowskich, był przy zespole w złotej erze „Wielkiego Widzewa” z takimi gwiazdami jak Włodzimierz Smolarek czy Ludwik Sobolewski.
Nie opuścił klubu także w najtrudniejszych chwilach – gdy Widzew spadł do IV ligi, nadal jeździł na mecze i pisał o drużynie. „Dla Bogusia Widzew był na drugim miejscu, tuż za rodziną, choć czasami miałem wątpliwości, czy nie na równi” – wspominał dziennikarz Jarosław Bińczyk.
Bogaty dorobek i uznanie
W 2023 roku, rok przed śmiercią, Kukuć wydał książkę „Mój Widzew. 100 wyjątkowych piłkarzy RTS”, w której opisał najważniejszych zawodników w historii klubu. To była jego ostatnia wielka praca – synteza dekad obserwacji i pasji do łódzkiego futbolu.
Za swoje zasługi otrzymał liczne wyróżnienia, w tym Srebrny Krzyż Zasługi, Odznakę Związków Sportowych oraz Medal z okazji 600-lecia Łodzi w grudniu 2023 roku. Koledzy po piórze nazywali go „Redaktorem Widzew” – to określenie najlepiej oddawało jego oddanie klubowi.
Ostatnie pożegnanie
Pogrzeb Bogusława Kukucia odbył się 4 października 2024 roku na cmentarzu komunalnym Doły w Łodzi. Został pochowany w Alei Zasłużonych – miejscu przeznaczonym dla ludzi, którzy przyczynili się do rozwoju miasta. Na ceremonii pojawili się przedstawiciele Widzewa, ŁKS-u, dziennikarze oraz setki osób, które znały i ceniły jego pracę.
Zgodnie z wolą rodziny, zamiast kwiatów składano datki na rzecz Fundacji Gajusz, co również świadczyło o charakterze człowieka, któremu dobro innych zawsze leżało na sercu.
Dziedzictwo i pamięć
Rok po śmierci Bogusława Kukucia jego obecność wciąż jest odczuwalna w łódzkim środowisku dziennikarskim i sportowym. Był nie tylko znakomitym dziennikarzem, ale także mentorem dla młodszych kolegów, żywą encyklopedią wiedzy o łódzkiej piłce nożnej. Jego legendarne „takie są fakty” na stałe przeszło do słownika łódzkiego sportu
– Bardzo Go brakuje. Szczególnie na meczach Widzewa. Bo zawsze był, siedział obok i żywo komentował wydarzenia na boisku. Mecze oglądał i przeżywał w stylu włoskim, bardzo emocjonalnie. Gdy siedziało się za blisko, nie było chwili spokoju. A jeśli nie był pewny, czy udało mu się zdobyć twoją uwagę, to dźgał cię w ramię palcem i już trzeba było się do niego odwrócić. Zawsze było wesoło, nawet jak Widzew źle grał i wynik był niekorzystny, to chociaż atmosfera na trybunie prasowej była taka, jak powinna. I tego brakuje bardzo. Teraz już bez Niego czasem na meczach żartujemy: „ale by się Boguś wkurzał.” Kiedyś na barażu o ekstraklasę w Wodzisławiu dziennikarzom z Łodzi dokuczali miejscowi kibice, m.in. rzucali w nas pociętą gazetą, przeszkadzali w pracy. Boguś zebrał kupkę tych ścinek i jednemu z tych najgorszych miejscowych położył na głowie. I krzyczał, że on się tu nikogo nie boi i jak trzeba będzie, to każdemu przyp… Po meczu ci sami kibice mu się kłaniali i uścisnęli mu rękę. Był świetnym dziennikarzem i wspaniałym kolegą. Zawsze wypytywał co u ciebie, co u rodziny, gdzie wakacje, itp. Miał świetne poczucie humoru, lubił biesiadować, porozmawiać o kobietach, sporcie, polityce i biznesie – kogoś takiego nie da się nie lubić. Większość znała go jako Redaktora Widzew, ja także tako kochanego Bogusia. Miałem więc duże szczęście – mówi nam Bartłomiej Derdzikowski, dziennikarz Gazety Wyborczej.