Angelo przyszedł na świat bez oddechu. Jego mama Hannah zmarła tuż po porodzie. Chłopiec spędził pierwsze miesiące życia podłączony do respiratora. Dziś jest już w domu, tysiące kilometrów od Polski.
Poród był dramatyczny. Angelo urodził się siny, nie oddychał, serce biło ledwo wyczuwalnie. Lekarze na sali porodowej rozpoczęli reanimację. Chłopiec dostał 0 punktów w skali Apgar – najgorszy możliwy wynik.
Hannah, mama noworodka, nie przeżyła. Zmarła z powodu masywnego krwotoku wewnętrznego. Przed śmiercią zdążyła wyrazić wolę – chciała, żeby jej syna wychowały jej siostry w rodzinnym kraju w Azji.
Respirator zastąpił płuca
Angelo trafił na oddział intensywnej terapii noworodków. Przez wiele tygodni maszyny oddychały za niego. Lekarze nie byli pewni, czy chłopiec przeżyje. Nawet jeśli – obawiali się trwałych uszkodzeń neurologicznych po tak ciężkiej zamartwicy.
Tata Angelo nie mógł zaopiekować się synem. Pracuje po 300 godzin miesięcznie, żeby utrzymać rodzinę w Azji. Sam nie dałby rady pogodzić pracy z opieką nad ciężko chorym niemowlęciem.
Tuli Luli dało szansę
Gdy stan chłopca się poprawił, szefowa neonatologii poprosiła o pomoc Interwencyjny Ośrodek Preadopcyjny Tuli Luli w Łodzi. Angelo potrzebował nie tylko opieki medycznej, ale przede wszystkim bliskości i ciepła.
Opiekunki z Tuli Luli zastąpiły mu mamę. Tuliły go, śpiewały kołysanki, karmiły. Angelo powoli wracał do życia. W przeciwieństwie do większości dzieci z ośrodka nie był zdystansowany. Widać było, że jego mama go kochała i chciała go urodzić.
Fundacja pomogła wrócić do rodziny
Fundacja Gajusz pomogła tacie Angelo załatwić wszystkie formalności. Sprawy prawne, dokumenty, organizacja podróży – to wszystko wymagało miesięcy starań.
Dziś Angelo jest już w Azji. Wychowuje go siostra Hannah, jak życzyła sobie tego jego mama. Chłopiec ma rodzinę, dom i miłość.
Tuli Luli działa od dziewięciu lat. W tym czasie 149 dzieci zostało adoptowanych, 14 wróciło do rodzin biologicznych, a 38 trafiło do rodzin zastępczych. Ośrodek finansuje Województwo Łódzkie.
