Sebastian M., kierowca BMW, który spowodował śmiertelny wypadek na autostradzie A1, nie udzielił pomocy ofiarom. Nowe ustalenia śledczych wskazują na szokujące zachowanie oskarżonego tuż po tragedii.
Tragedia na A1 z 16 września 2023 roku
Sebastian M. jechał BMW z prędkością przekraczającą 300 km/h, gdy stracił panowanie nad pojazdem. Jego auto zjechało na środkowy pas, uderzając w koreańską Kię, w której podróżowała trzyosobowa rodzina. Samochód stanął w płomieniach. Na miejscu zginęli 37-letnia Martyna, 39-letni Patryk oraz ich 4-letni syn, Oliwier.
Oskarżony zlekceważył ofiary
Jak ustaliła Rzeczpospolita po wypadku Sebastian M. nie pomógł poszkodowanym. Założył kamizelkę odblaskową i wykonał kilka telefonów do ojca. Mimo widoku płonącego auta został na miejscu zdarzenia, nie próbując ratować ofiar. Jeden ze świadków porównał jego zachowanie do „wjazdu w kosz na śmieci”. Sebastian M. nawet oburzył się na policjantów, którzy odebrali mu prawo jazdy.
Ucieczka i ekstradycja
Po zdarzeniu Sebastian M. uciekł do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Po wielu miesiącach został zatrzymany i sprowadzony do Polski. Aktualnie przebywa w areszcie i odpowie za spowodowanie śmiertelnego wypadku. Grozi mu do 8 lat więzienia.
Śledztwo i dowody
Prokuratura zebrała dowody, m.in. dane z kamer, wideorejestratorów i telefonu oskarżonego. Ustalono, że Sebastian M. przez 30 minut jechał A1 z nadmierną prędkością, nawet do 329 km/h. Jego wersja zdarzeń jest krytykowana jako wyolbrzymiona i nieprawdziwa.
Dziękujemy, że przeczytałeś nasz tekst. Obserwuj nas na Twitterze i Facebooku.