Jeszcze niedawno tętnił życiem, dziś coraz częściej witają nas tu tylko puste budki i zabite deskami stoiska. Ryneczek na Teofilowie to jedno z ostatnich miejsc w Łodzi, gdzie można było kupić warzywa prosto od rolnika, jajka, kurę, a nawet pogadać z cyganami handlującymi ubraniami. Dziś to już tylko cień dawnej świetności.
Ryneczek, który znał każdy
Pamiętasz te sobotnie poranki, gdy na ryneczku przy Rydzowej nie dało się przecisnąć między straganami? Dziś trudno uwierzyć, że kiedyś na Teofilowie można było poczuć prawdziwy smak lata – pomidory, które aż pachniały słońcem, ogórki chrupiące jak z babcinego ogródka. „Takich smaków już nie ma. Teraz wszystko z marketu, wszystko jednakowe, bez charakteru” – mówi pani Halina, która na ryneczku spędziła pół życia. To właśnie tu można było znaleźć prawdziwe, wiejskie masło, swojską śmietanę, kurę na rosół, która nie widziała paszy z fabryki.
Cyganie – koloryt, który znika
Nieodłącznym elementem były cygańskie rodziny handlujące ubraniami. „Czasem ktoś się krzywo patrzył, ale bez nich ten rynek nie byłby taki sam” – wspomina pan Zbyszek, jeden z ostatnich sprzedawców. Dziś zostały już tylko sklepy mięsne i apteka. Reszta? Budki stoją zabite deskami, cyganie wyjechali, czasem pojawi się bus, z którego sprzedają chińską elektronikę.
Tu spotykali się przyjaciele i sąsiedzi
Ryneczek był czymś więcej niż tylko miejscem handlu. To tutaj spotykali się przyjaciele, sąsiedzi, znajomi z klatki obok. Ryneczek żył swoimi rytuałami – tu zawsze ktoś się zatrzymał na chwilę rozmowy, wymienił nowinki z osiedla, pośmiał się z dawnych czasów.
Starsze panie razem na zakupy
Nie brakowało tu starszych pań, które wspólnie wybierały się na zakupy. „Zawsze szłyśmy we dwie, czasem nawet w trzy. Najpierw na warzywa, potem do mięsnego, a na koniec do apteki. Po drodze kawa i ploteczki” – opowiada pani Teresa, mieszkanka Teofilowa od lat 70. Dla wielu z nich to był nie tylko obowiązek, ale i przyjemność, okazja do wyjścia z domu, do spotkania się i porozmawiania o codziennych sprawach.
Coraz mniej sprzedawców, coraz więcej pustki
Dlaczego ryneczek podupada? Odpowiedź jest prosta: drogie miejsca postojowe, rosnące opłaty i konkurencja ze strony marketów. „Zostali tylko najwięksi, których stać na opłacenie stanowiska. Reszta musiała odejść” – mówi pan Marek, który sprzedaje tu warzywa od zawsze. Kiedyś było tu ponad pięćdziesiąt stoisk, dziś czynnych jest ledwie kilka.
Czy to już koniec?
Ryneczek na Teofilowie to ostatni taki bastion w Łodzi. Z roku na rok jest coraz gorzej. Puste budki, coraz mniej klientów, coraz mniej sprzedawców. „Może jeszcze przyjdzie lepszy czas, może ktoś się tym zainteresuje” – mówi z nadzieją pan Marek. Ale w jego oczach widać smutek i rezygnację.
Nie pozwólmy, by Teofilów stracił swoje dziedzictwo. Ryneczek to nie tylko miejsce handlu – to kawałek historii, wspomnień i lokalnej tożsamości.
Dziękujemy, że przeczytałeś nasz tekst. Obserwuj nas na Twitterze i Facebooku.