Łódź dołącza do listy miast z nocną prohibicją. Od jesieni w centrum nie kupisz alkoholu w sklepie ani na stacji benzynowej między 22:00 a 6:00. Uchwała dotyczy siedmiu osiedli, gdzie punktów sprzedaży alkoholu jest najwięcej. Właściciele sklepów protestują, bary i kluby już liczą przyszłe zyski. A mieszkańcy? Część czuje się oszukana, bo Łódź to nie Kraków – tu nie ma turystycznych hord, a alkohol i tak będzie się lał, tylko drożej i w innych miejscach.
Zakaz sprzedaży alkoholu w centrum Łodzi. Kogo dotyczy prohibicja?
Radni Łodzi przegłosowali zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych w godzinach 22:00–6:00 na siedmiu centralnych osiedlach: Katedralna, Śródmieście Wschód, Stary Widzew, Stare Polesie, Górniak, Bałuty Doły i Bałuty Centrum. To właśnie tu – wzdłuż Piotrkowskiej i w ścisłym centrum – jest największe zagęszczenie punktów z koncesją na alkohol. Według raportów, aż 42% wszystkich sklepów z alkoholem w Łodzi mieści się właśnie na tych siedmiu osiedlach.
Zakaz nie obejmuje całego miasta. Na obrzeżach nocne sklepy monopolowe będą mogły działać bez zmian, więc już dziś można przewidzieć: powstanie „turystyka alkoholowa”, a mieszkańcy centrum po butelkę pojadą na Górną, Widzew czy do Zgierza.
Bary i kluby nocne zacierają ręce
Największymi wygranymi tej uchwały są bary, puby i kluby nocne. Tam alkohol będzie można kupić i spożyć na miejscu przez całą noc. W praktyce oznacza to, że ceny mocnych trunków pójdą w górę – bo za piwo czy drinka w klubie zapłacisz kilka razy więcej niż za tę samą butelkę w sklepie. Właściciele lokali już liczą przyszłe zyski, bo nocna prohibicja napędzi im klientów. A przecież wiadomo, że w centrum Łodzi nie ma tłumów pijanych turystów jak na krakowskim Rynku – tu imprezują głównie łodzianie.
Sklepy i stacje benzynowe na straconej pozycji
Największymi przegranymi są właściciele sklepów i stacji benzynowych. Dla wielu z nich sprzedaż alkoholu po 22:00 to nawet 40% dziennego obrotu. Teraz te pieniądze trafią do barów lub… do sklepów na sąsiednich osiedlach, które już szykują się na nocnych klientów. To nie tylko strata dla przedsiębiorców, ale też dla miejskiego budżetu – mniej sprzedanego alkoholu to mniej wpływów z koncesji.
Alkohol i tak popłynie – tylko drożej i mniej legalnie
Łódź to nie Kraków – tu nie ma turystycznych hord, a problemem są raczej „małpki” kupowane przez stałych bywalców niż pijani turyści na ulicach. Zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach nie rozwiąże problemu alkoholizmu ani nocnych burd. Alkohol i tak będzie się lał – tyle że drożej, w barach albo po cichu, z zapasów lub z „przerzutów” z innych dzielnic. W innych miastach wprowadzenie prohibicji wywołało efekt domina: część klientów przeniosła się do sąsiednich gmin, a ceny w barach wystrzeliły w górę.
Mieszkańcy podzieleni, radni przekonani
W konsultacjach społecznych wzięło udział ponad 8100 łodzian – 64% poparło zakaz na wskazanych osiedlach, ale równie wielu chciałoby go w całym mieście. Przeciwnicy podkreślają, że ograniczenie wolności obywatelskich nie rozwiąże problemów, a edukacja i egzekwowanie istniejącego prawa byłyby skuteczniejsze. Radni Koalicji Obywatelskiej, Nowej Lewicy i Nowoczesnej byli „za”, PiS podzielony, a Nowa Nadzieja przeciwna.
Prohibicja w centrum Łodzi – co dalej?
Nocna prohibicja zacznie obowiązywać jesienią tego roku. Bary już zacierają ręce, sklepy liczą straty, a mieszkańcy będą musieli się przyzwyczaić do nowych nocnych zwyczajów. Alkohol w centrum Łodzi nie zniknie – zmieni tylko miejsce i cenę. I to jest prawdziwy efekt tej uchwały.